Blog

Lekarka i jej córeczka z celiakią rozdzieliły się w czasie pandemii

08/05/2020

Lekarka i jej córeczka z celiakią rozdzieliły się w czasie pandemii

08/05/2020

Drukuj
UDOSTĘPNIJ

Jeśli sobotniego popołudnia w kwietniu 2020 r. w Łodzi ktoś widział panią doktor prowadzoną „na smyczy” przez sześciolatkę, rozczulił się pewnie, choć nie znał tła tej historii.  Otóż pani doktor Barbara Grabda jest mamą 6-letniej Leny z celiakią. Pracuje w szpitalu specjalistycznym koło Łodzi. Po krótkiej przerwie wróciła do pracy i na jakiś czas rozdzieliła się z córeczką, by chronić ją przed ewentualnym zakażeniem koronawirusem. Lena od paru dni mieszka w innym domu, ze swoim tatą i wspólnie szykują bezglutenowe posiłki. Z mamą rozmawia codziennie przez telefon i bardzo, bardzo za nią tęskni. Właśnie w tamtą sobotę obie nie wytrzymały rozłąki i spotkały się w parku na spacerze, trzymając się na odległość dwumetrowej „smyczy”. To jest tło 😍 Ale finał jeszcze bardziej Cię zaskoczy…

Tę wzruszającą historię mamy i dziecka z celiakią opowiadam w ramach moich akcji związanych z epidemią koronawirusa, by budować empatię, solidarność i dobre emocje wokół nowej sytuacji. A jeśli i Ty jesteś mamą/tatą dziecka z celiakią i jednocześnie pracujesz w służbie zdrowia, napisz w komentarzu, jak sobie radzisz i co robisz, by chronić bliskich oraz siebie.

Wróciła do pracy z solidarności wobec lekarzy

Gdy w marcu wybuchła w Polsce epidemia koronawirusa, Barbara Grabda, lekarz internista spod Łodzi nie miała wyjścia: zamknięto przedszkole, więc jako samotna mama została z 7-letnią Leną w domu, na tzw. „opiece”. 

  • To był cudowny czas dla nas obu – opowiada z rozrzewnieniem Basia. – Bawiłyśmy się w szkołę, w lekcje wychowania fizycznego, mogłam gotować dla Leny wszystko, na co miała ochotę … Przygotowałam m. in.: kwaśnicę wg przepisu z pensjonatu „Moje Tatry”, bezglutenowe naleśniki, które dały się rolować,  zupę ogórkową, pizzę (na zdjęciu obok), ciasto bananowe, kotlety mielone czy – po raz pierwszy w życiu – pierogi bezglutenowe z truskawkami i knedle z owocami. Wiem, nie były to wyszukane dania, nie zawsze idealnie wyglądały, ale byłam z siebie bardzo dumna. Lubię gotować, ale na co dzień nie mam na to czasu. 

Choć mamie i córce czas mijał jak w bajce, po miesiącu pani doktor wiedziała, że musi wrócić do szpitala, do swojego zespołu w oddziale internistycznym.

  • Jesteśmy zgraną drużyną, nikt nie miał pretensji o to, że jestem w domu. Sama jednak poczuwałam się do obowiązku. Nie chciałam, by koleżanki i koledzy w nieskończoność zastępowali mnie na dyżurach, przecież też mają rodziny. 

„By nie mieć sobie nic do zarzucenia”

Pani doktor skrupulatnie przygotowała się do powrotu do pracy. Z własnych pieniędzy kupiła profesjonalne maseczki ochronne, przyłbicę, rękawiczki i płyny dezynfekcyjne. Wiedziała, że w szpitalu, od połowy kwietnia do połowy maja, czeka ją sporo dyżurów, zaplanowanych dużo wcześniej w grafiku. Z byłym mężem i jego obecną żoną, z którymi żyje w przyjaźni, omówiła przeprowadzkę Leny na ten czas (obie rodziny mieszkają blisko siebie). W bezglutenowym sklepie internetowym zrobiła ogromne zakupy, a karton wstawiła do piwnicy. Tata Leny ma klucze i na bieżąco przychodzi po brakujące produkty, unikając kontaktu z Basią. Po co te wszystkie środki ostrożności? 

  • Pracując w szpitalu jestem narażona na kontakt z zakażonymi pacjentami i personelem. Mogłabym przenieść wirus na Lenę, ona na swojego tatę, z którym ma bardzo częsty kontakt, potem na jego znajomych i tak dalej – wyjaśnia Barbara Grabda. – Uznałam, że trzeba przerwać pierwsze ogniwo łańcuszka zakażeń, zrobić wszystko, co możliwe, by potem, w razie zachorowania, nie mieć sobie nic do zarzucenia… Choć serce mi pękało, rozstałam się na miesiąc z córeczką. W połowie maja skończę dyżury i poddam się testowi na koronawirusa. Gdy będę miała ujemny wynik, znów wezmę opiekę i Lena wróci do domu. Obie nie możemy się doczekać tej chwili. 

„Mamo, czy wszystkie dzieci lekarek przeprowadzają się?”

Jak wytłumaczyć sześciolatce, że na miesiąc musi wyprowadzić się ze swojego domu, że musi rozdzielić się z mamą? Basia dużo rozmawiała z Leną, z wyprzedzeniem przygotowywała ją na taki scenariusz. Dla dziewczynki brzmiało to więc jak przygoda: przeprowadzka do taty i cioci i do ich psa. 

  • Lena spytała tylko, czy czy inni też tak robią, czy wszystkie dzieci lekarek przeprowadzają się z domu – opowiada pani doktor.  – Gdy odpowiedziałam twierdząco, wszystko zrozumiała, zareagowała bardzo dojrzale. 

Mimo początkowego zapału dziewczynka z każdym dniem coraz trudniej znosiła rozłąkę z mamą. Oczywiście rozmawiały przez telefon na wideoczacie, co jednak pogłębiało smutek dziewczynki. Widząc mamę na ekranie telefonu nie mogła pogodzić się z tym, że nie może być blisko niej. Dlatego Basia częściej pisała sms-y, zamiast dzwonić – i to pomogło sześciolatce przygłuszyć tęsknotę. 

Nie wiadomo, czy Lena wróci jeszcze do przedszkola w tym roku szkolnym. Dziewczynka we wrześniu ma iść do pierwszej klasy i już nie może się doczekać nowego etapu w swoim życiu.

Jak tata radzi sobie z dietą bezglutenową?

Cztery lata temu (2016 r.) u Leny pojawiły się biegunki, bóle brzucha i wysypki na skórze. Mama od razu miała podejrzenia, że to celiakia, tym bardziej, że niedawno chorobę trzewną zdiagnozowano u jej cioci. Badania nie zostawiły złudzeń – Lena ma celiakię. Dziewczynka szybko zaakceptowała nowe smaki, a mama i babcia stopniowo uczyły się pracować na bezglutenowych produktach. 

  • Gdy Lena chodziła do przedszkola, a ja do pracy, całodzienny prowiant szykowała jej moja mama – opowiada Basia. – Tata i ciocia Leny też szybko przyswoili zasady diety bezglutenowej. Obecnie, gdy córka mieszka z tatą, jestem zupełnie spokojna o jej dietę. Zresztą, wprowadziliśmy sobie pewien system: na zmianę gotujemy obiady i podrzucamy pod drzwi: raz ja im, raz oni mnie. Nie ma nawet problemu z bezglutenowymi przyprawami – Lena w walizce do taty wzięła kilka słoiczków.

Z pomocą przychodzi też ciocia Basi, która zawsze szykuje podwójną porcję bezglutenowych pierogów, naleśników czy ciasteczek. Koronawirus nie wprowadził więc żadnych utrudnień w diecie bezglutenowej – wszyscy radzą sobie doskonale w nowej sytuacji. Nie było nawet kłopotu z przygotowaniem bezglutenowego tortu imieninowego dla Leny (na zdjęciu poniżej). I choć dziewczynka świętowała w bardzo wąskim gronie, nie zabrakło jej uśmiechu i powodów do radości.

Urodzinowy prezent od Bezglutenowej Mamy i Balvitenu

By osłodzić Lenie czas rozłąki, Bezglutenowa Mama wspólnie z firmą Balviten wysłała do Łodzi paczkę z pysznościami. Znalazły się tam ciasteczka, paluszki,  czekoladowe kuleczki śniadaniowe, świeże pieczywo bezglutenowe, spody do bezglutenowej pizzy, makarony. Wysłaliśmy dziewczynce również mączne mieszanki bezglutenowe, bo Lena eksperymentuje z domowymi wypiekami. Pomysł z paczką zbiegł się z datą imienin Leny. Oczywiście nikt o niczym nie wiedział, nieco wtajemniczona była tylko pani doktor, która podała mi adres wysyłki.

  • Kurier przyniósł paczkę w trakcie świętowania imienin Leny! Wszyscy byli bardzo wzruszeni – napisała mi ze szpitala Basia, która po raz pierwszy w życiu spędziła osobno dzień imienin córki. 

Glutenożerca by nie uwierzył, ale bezglutenowe mamy dadzą mi wiarę: otóż Lenie najwięcej radości sprawiły bezglutenowe obwarzanki z makiem! Balviten ma je w ofercie jako jedyna firma bezglutenowa. Mają długi termin ważności, odpieka się je przed jedzeniem (5 minut w 180 stopniach C).

  • Lena z wycieczki po Krakowie najbardziej zapamiętała obwarzanki, choć oczywiście nie mogła ich zjeść, mimo że bardzo chciała. I nagle w dniu imienin dostała takie cuda w prezencie! – relacjonuje wzruszona pani doktor. 

W szpitalu staram się nie myśleć o wirusie

Barbara Grabda lubi swoją pracę, zespół i pacjentów. Gdy po miesiącu przerwy wróciła do szpitala, nie było już paniki i nerwowości wśród personelu. Nikt już nie rozmawiał o wirusie, maseczkach i o zagrożeniu, jakby ono w ogóle nie istniało. Wiele się jednak zmieniło w relacjach międzyludzkich. 

  • Wcześniej na każdym dyżurze odwiedzałam pielęgniarki, więcej czasu spędzałam też przy łóżkach pacjentów. To głównie starsi ludzie, którzy bardzo potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem, zwykłej rozmowy – opowiada pani doktor. – Teraz przestrzegamy zasady izolacji i unikania ryzyka. Bardzo się boję, żeby podczas obchodu nie zarazić naszych pacjentów. Dlatego do minimum ograniczam rozmowy, badania i wywiad lekarski. Na początku korciło by mnie, by jak zawsze iść do dyżurki pielęgniarek, ale powstrzymałam się. Jeśli jestem bezobjawowym nosicielem, doprowadziłabym do kwarantanny całego oddziału… 

Miłym akcentem na całodobowych dyżurach są ciepłe obiady dla lekarzy, dostarczane przez jedną z firm cateringowych na zlecenie Izby Lekarskiej. 

  • Pierwszy raz, gdy otrzymałam tackę ze schabowym, ziemniakami i surówką, byłam bardzo zaskoczona – wspomina Basia. – Pielęgniarki wytłumaczyły mi, że to obecnie standard na dyżurach całodobowych. Na zwykłych dyżurach zjadam kanapki lub sałatki przyniesione z domu. Nie podgrzewam jedzenia, by niepotrzebnie nie plątać się po oddziale. Jak najwięcej czasu spędzam w dyżurce oraz na obserwacji pacjentów.

W czasach pandemii przestajemy widzieć człowieka … 

Basia, podobnie jak wiele pielęgniarek i lekarzy, obawia się jednego: ochrona zdrowia, skupiona na koronawirusie, przestaje należycie dbać o pacjentów z innymi schorzeniami. Co gorsza, przestaje w pacjencie widzieć człowieka … 

  • Na lekarskich grupkach na fejsbuku wiele rozmawiamy na ten temat – przyznaje pani doktor.

Przykra była historia 75-letniej pani z uporczywym, suchym kaszlem, którą pogotowie zawiozło prosto z domu do szpitala jednoimiennego. Kobieta miała na sobie koszulkę i rajstopy – w takim ubraniu spędziła 3 dni w izolatce, bez telefonu komórkowego i możliwości kontaktu z rodziną, praktycznie bez kontaktu z ludźmi. Gdy wykluczono u niej Covid-19, późnym wieczorem trafiła na oddział pulmonologiczny zwykłego szpitala. Nadal tylko w rajstopach i koszulce, bez podstawowych przyborów higienicznych i bielizny. Nie znała numeru telefonu do rodziny. Jej bliskich nikt nawet nie powiadomił o zmianie szpitala. 

  • Pacjentka była przerażona i zagubiona, bo przez te kilka dni nikt nie widział w niej człowieka, a jedynie podejrzaną o roznoszenie wirusa – opowiada pani doktor. – Uruchomiłam znajomości, udało mi się skontaktować z bliskimi pacjentki. Wreszcie mogła ich usłyszeć przez telefon, a parę godzin później dostarczyli do szpitala potrzebne rzeczy. 

Dziś mam dobry nastrój, byłam na działce, wśród zieleni

Czy lekarze są odporniejsi na lęki i panikę związaną z koronawirusem? Niekoniecznie. Basia przez pierwsze dwa tygodnie kwarantanny nie czuła się najlepiej. W ciągu dnia spędzała cudowny czas z Leną, ale wieczorami snuła w myślach różne scenariusze. Doskwierał jej brak kontaktu z ludźmi, pustka na ulicach, kolejki przed marketami i atmosfera zagrożenia, podsycana przez media społecznościowe. 

  • Skorzystałam z konsultacji psychologicznych on-line dla lekarzy. Takie rozmowy wiele mi dały, zaczęłam skupiać się na konkretnych zadaniach, które dawały mi pozytywną energię – opowiada mama Leny. – Gdy już można było wychodzić z domu, pojechałam na działkę za miasto i spędziłam tam cały dzień. Patrzyłam na zieleń, słyszałam śpiew ptaków. Poczułam, że świat jest piękny i że wkrótce wszystko się ułoży. 

Nie będę dziecka izolować przez 1,5 roku

Choć jest lekarką i ma stały dostęp do merytorycznych artykułów, w kwestii epidemii Basia wie tyle, co każdy z nas. Zresztą – dla zachowania równowagi duchowej przestała śledzić bieżące komunikaty w telewizji. Czyta tylko to, co jest jej potrzebne do pracy w szpitalu. A jakie ma plany na kolejne tygodnie?

  • Nie będę w nieskończoność izolować się od dziecka – podkreśla. – Myślę, że wkrótce wrócimy do pewnej normalności, do codziennych zajęć, choć z zachowaniem wielu środków ostrożności. Tak będzie przynajmniej do czasu, gdy zostanie wprowadzona na rynek szczepionka przeciw koronawirusowi. 

Nieoczekiwany zwrot akcji, czyli rodzinna kwarantanna….

Gdy już powstał reportaż o Basi i Lenie i gdy został zatwierdzony do publikacji, sytuacja zmieniła się o 180 stopni…. Nieoczekiwanie dla wszystkich mama i córka znów zamieszkały razem, z dnia na dzień…

  • Miałam kontakt z osobą zakażoną koronawirusem i gdy tylko to wyszło na jaw, objęła mnie kwarantanna – relacjonuje pani doktor. – Lena wróciła do domu, gdyż nikt nie wie, jak długo to potrwa, a tata, z uwagi na sprawy zawodowe,  nie mógłby opiekować się nią po ustalonym wcześniej terminie. Cieszę się, że jesteśmy razem, ale doskwiera nam obu zamknięcie w czterech ścianach, nie wiadomo na jak długo…

Skąd znają się pani doktor i Bezglutenowa Mama?

W tegoroczne ferie poznałyśmy w pensjonacie bezglutenowym Moje Tatry.  Pani doktor przyjechała tam z Leną, by odpocząć, spędzić czas w gronie bezglutenowych rodziców i dzieci i podszkolić się w bezglutenowym gotowaniu. 

  • Lena świetnie się odnalazła w gronie rówieśników, po raz pierwszy mogła jeść to, co wszyscy – wspomina Barbara Grabda. – Obie czułyśmy się tam doskonale i na pewno jeszcze wrócimy do Moich Tatr.  

Na zdjęciu: po lewej stronie Lena, prezentuje z koleżanką pierniczki upieczone podczas bezglutenowych warsztatów kulinarnych

KOMENTARZE

Co nowego?

Instagram

Bądź na bieżąco

Newsletter

Zapisz się